Był sobie pewien dziadek, który wraz z żoną mieszkał w małym domku z ogromnym ogrodem. W tym ogrodzie hodował przeróżne owoce i warzywa.
Pewnego dnia, gdy stopniały już śniegi, a przyroda znów zaczęła budzić się do życia, dziadek wyszedł przed swój domek, by trochę rozruszać stare kości i powygrzewać się na wiosennym słońcu. Nagle zauważył na ziemi małe ziarenko.
– Popatrzcie, jakie małe ziarenko. Któż wie, skąd cię tu wiatr przywiał. Dla ciebie też znajdziemy jakieś ładne miejsce w moim ogródku. Zasadzę cię i zobaczymy, co z ciebie wyrośnie – mówił dziadek do nasionka, jak gdyby było ono żywym stworzeniem.
Poszedł z nim w kierunku grządek i na brzegu jednej z nich zrobił w ziemi mały dołek. Włożył do niego ziarenko, ostrożnie przysypał ziemią i pokropił wodą. Pozostało tylko czekać, jaką niespodziankę przywiał dziadkowi wiatr na jego podwórko.
Pogoda była sprzyjająca i już po kilku dniach spod ziemi zaczęło wyglądać coś zielonego. Niebawem pojawiły się pierwsze dwa malutkie listeczki. Dziadek regularnie podlewał i okopywał roślinę, by dobrze jej się rosło. Wciąż się przy tym zastanawiał, co w końcu wyrośnie z tego maleńkiego nasionka. Mała roślinka była dla niego wciąż zagadką i nawet babcia nie miała pojęcia, co to takiego może być.
Do dwóch listków zaczęły dołączać następne i następne, a pod nimi pojawił się duży biały korzeń. Wtedy dziadek już dobrze wiedział, co takiego przyniósł mu wiatr. W jego ogródku rosła… rzepka. Rosła jak na drożdżach, a z małego korzonka wyrosła niebawem ogromna rzepa.
Nadszedł w końcu dzień, gdy trzeba było rzepkę wyciągnąć z ziemi. Dziadek zakasał rękawy, chwycił rzepkę za największe liście i pociągnął. Ale ogromna rzepka nawet nie drgnęła i wciąż tkwiła w ziemi. Spróbował więc jeszcze raz, tym razem z całych sił. Porządnie zaparł się nogami i ciągnął, aż zrobił się czerwony jak burak.
– Już ja cię z tej ziemi jakoś wydostanę, nic się nie bój – mamrotał dziadek pod wąsem. Później stanął między grządkami nad rzepką znów chwycił ją obiema rękami za wszystkie liście, wziął głęboki oddech i ciągnął… Ale rzepka, jakby była przybita gwoździami do ziemi, nie drgnęła nawet o malusieńki kawałek.
Gdy dziadkowi nie udało się nawet za trzecim razem, stwierdził, że potrzebuje kogoś do pomocy. Zawołał więc babkę, która akurat gotowała w domu obiad:
– Babciu, chodź no, pomożesz mi z tą rzepą, niechże się sam z nią tak nie siłuję. Nie mogę jej wydostać. Razem na pewno nam się uda.
Babcia rzuciła swoje kuchenne prace i przybiegła dziadkowi na pomoc. Zakasała rękawy, dziadek chwycił rzepkę za kępę liści, babka złapała dziadka za pas i wspólnie ciągnęli, ze wszystkich sił. Wszystko na darmo, rzepka nie chciała wyjść z ziemi.
– Potrzebujemy jeszcze kogoś do pomocy – rozmyślał dziadek. Zawołał więc wnuczkę, by przyszła do nich do ogródka.
– Jejku, ale ogromna. Co z nią zrobimy? I jak ją wyciągniemy? – zasypała dziadka pytaniami wnuczka, gdy tylko podbiegła do grządki.
– Cóż, musimy sobie z nią jakość poradzić – odparł dziadek.
Znowu stanął przy rzepce, chwycił ją za kępę liści, babka złapała dziadka za pas, a wnuczka objęła babcię. Później wszyscy naraz wzięli głęboki oddech i ciągnęli, jak tylko mogli. Ale na rzepce nie robiło to wrażenia.
– Spróbujmy jeszcze raz – zasapał dziadek i cała trójka jeszcze raz pociągnęła rzepkę. A później jeszcze kilka razy. Rzepka wciąż tkwiła w ziemi.
Od dłuższego czasu przyglądał się temu wszystkiemu pies sąsiadów. Gdy zauważyła go babcia, zakrzyknęła:
– Burku, chodź nam tutaj pomóc, na pewno masz dość siły.
Burek zaszczekał, zamachał ogonem i podbiegł do nich. Gdy widział, jak dziadek ciągnie rzepkę, babka ciągnie dziadka, wnuczka ciągnie babkę, stanął za wnuczką i też ciągnął. Cała czwórka ciągnęła, dyszała i napinała mięśnie, ale wciąż nic.
Nagle dziadek zauważył, że po dachu chodzi kot Mruczek.
– Mruczku, chodź nam pomóc i ty. Ciągniemy tę rzepkę i nie możemy jej wyciągnąć – wykrzyknął dziadek w stronę kolejnego możliwego pomocnika. Mruczek spojrzał na dziadka, potem na babkę i wnuczkę, ale gdy zobaczył psa Burka, nie za bardzo chciał zejść z dachu. W końcu jednak dał się przekonać dziadkowi, głośno zamiauczał, ostrożnie zszedł na dół i już niebawem mocno trzymał Burka za ogon. Burek trzymał wnuczkę, wnuczka babcię, babka dziadka, a dziadek rzepkę. Raz, dwa, trzy… ciągnęli wszyscy razem. Raz, dwa, trzy… pociągnęli raz jeszcze.
– No, ruszyła się! – zawołał ucieszony dziadek. Rzepka rzeczywiście lekko ruszyła się w ziemi, wciąż jednak trzymała się jak przybita gwoźdźmi.
Po chwili Mruczek zauważył małą myszkę, która akurat porządkowała swoją norkę.
– Nie bój się i chodź do nas ciągnąć za rzepkę – zawołał do niej i myszka zaraz dołączyła. Raz, dwa, trzy… pociągnęli mała myszka, kot Mruczek, pies Burek, wnuczka, babka i dziadek, a rzepka znowu ruszyła się w ziemi o mały kawałek.
– Jeszcze raz! – zakrzyknął z przodu dziadek do pozostałych.
Dziadek się zaparł, babka się zaparła, wnuczka się zaparła, Burek, się zaparł, Mruczek się zaparł, myszka też się zaparła. I nagle… rzepka była już w połowie wyciągnięta z ziemi!
– Już prawie ją mamy – krzyczał radośnie dziadek. – Wszyscy jeszcze raz! – zawołał. I prask! Rzepka wyskoczyła z ziemi, a ciągnący wpadli na siebie jeden za drugim. Dziadek na babkę, babka na wnuczkę, wnuczka na Burka, Burek na Mruczka, a Mruczek na ziemię, ponieważ myszka szybko uciekła do swojej mysiej dziurki.
Olbrzymia rzepa w końcu została wyciągnięta z ziemi i wszyscy cieszyli się, że wspólnymi siłami udało im się z nią poradzić.