Przed bramą firmy budowlanej, wśród innych maszyn, stała czerwona koparka. Za jej przednią szybą znajdowała się tabliczka z napisem: ZOSIA. Koparka nazywała się więc Zosia. Wszyscy ludzie wiedzieli wprawdzie, że było to imię dziewczyny, która ją obsługiwała, ale nasza Zosia była koparką i nie miała o tej drobnostce pojęcia. A nawet gdyby miała, na pewno cieszyłaby się, że i ona, i kierująca nią dziewczyna nazywają się tak samo. Cóż za przypadek!
Koparka Zosia była znacznie mniejsza od swoich koleżanek, dlatego jako jedyna obsługiwana była nie przez operatora, ale przez operatorkę – Zosię. Była tak mała, że gdyby nie promieniała radością, nie byłoby jej między pozostałymi nawet widać. Mimo jej małych rozmiaró, zawsze błyszczała z daleka. Operatorka Zosia wymyła ją z zewnątrz i od wewnątrz oraz nakleiła jej nową nakleję na drzwi. To mogło znaczyć tylko jedno: nareszcie coś będzie się działo!
Dlatego koparka Zosia niecierpliwie rozglądała się przez kilka ostatnich dni. Nie mogła doczekać się chwili, gdy kierowcy przyjdą do pracy, odpalą maszyny i ruszą do pracy.
Koparka Zosia spędziła bowiem w garażu całą zimę. Nie dlatego, że w zimie koparki są niepotrzebne. Ona jednak była najmniejsza ze wszystkich i nie miała tyle siły. Ostatni raz pracowała jesienią. Już wtedy robiło się coraz bardziej mroźno i nad ranem miała problem z rozbijaniem stwardniałej gliny. Operatorka Zosia odstawiła ją więc na zimę i koparka Zosia przespała długie zimowe miesiące.
Dzięki temu teraz była pełna werwy i zapału. Koparka Zosia bardzo lubiła przecież pracować. Kochała ruch na budowie, podobało jej się też, gdy po długim dniu pracy widziała wykopany przez siebie głęboki dół. Poza tym lubiła, gdy wszędzie, gdzie się pojawiała, natychmiast interesowały się nią dzieci, które z uśmiechem do niej machały.
Z rozmyślania wyrwało ją pukanie w przednią maskę. To mogło znaczyć tylko jedno:…