W pewnej wiosce w małym domku mieszkali dziadek i babcia wraz z małą wnuczką o imieniu Masza. Na zewnątrz zaczynał się właśnie kolejny cudowny letni dzień. Koguty na podwórku piały, muchy wesoło brzęczały, a słoneczko radośnie świeciło. Nagle w domku dało się słyszeć pukanie do drzwi.
– Babciu, dziadku, to moje koleżanki! – wykrzyknęła uradowana Masza. – Idą do lasu na poziomki i maliny. Puśćcie mnie, proszę, też chciałabym jakieś zebrać!
– Idź, Maszeńko, idź – zgodzili się dziadkowie. – Ale trzymajcie się razem, nie odchodź daleko od ścieżki i uważaj, by nie zgubić się w lesie! – Masza już jednak śmiała się wesoło, nie słuchając rad dziadków. Pobiegła w kierunku dziewcząt.
To był naprawdę piękny dzień! Dziewczynki szły przez las: a to po słonecznej polance, a to w przyjemnym cieniu szumiących drzew. A ile poziomek znalazły! Polanka była od nich prawie cała czerwona. Maszy udało się nawet wypatrzyć kilka grzybów. Pobiegła za nimi na skraj łączki, gdy nagle zauważyła, że dalej w gęstwinie stoi krzak, cały obsypany malinami. Podeszła do niego, potem do kolejnego i nawet nie zauważyła, gdy koleżanki zniknęły jej z oczu. Masza natychmiast posmutniała.
– Hej, gdzie jesteście? – zawołała nieśmiało. W odpowiedzi usłyszała jednak tylko cichy szum lasu. – Co tu zrobić? Dokąd pójść?
Przez chwilę Masza bezradnie chodziła tam i z powrotem, w końcu jednak trafiła na leśną dróżkę. Ruszyła więc nieznaną ścieżką, która doprowadziła ją do uroczej chatki. Chatka była czysta, na progu zamieciona, w piecu strzelał ogień, lecz nigdzie nie było żywego ducha. Zmęczona błądzeniem po lesie Masza z wahaniem weszła do środka, położyła głowę na kanapie i przy dźwięku palących się w piecyku drewien raz-dwa usnęła.
W rzeczywistości chatka należała jednak do niedźwiedzia, który właśnie wracał od strumyka, niosąc wodę na zupę. Gdy stanął…