Zosia mocno ściągnęła gumki na obu warkoczykach. Rozejrzała się wokół siebie. Z obu stron widziała mnóstwo przygotowanych do startu dzieci. Zawody zaczną się lada moment. Wszyscy mali zawodnicy sprawdzali swoje kaski, ubrania, rowery i łańcuchy. Widzowie, głównie mamy i tatusiowie, uśmiechali się, machali i robili zdjęcia małym sportowcom. Sędziowie wydawali ostatnie polecenia. Zosi wydawało się, że wszystkie oczy wpatrują się właśnie w nią. Nic sobie jednak z tego nie robiła. Starannie zapięła kask, założyła okulary przeciwsłoneczne i naciągnęła rękawice na ręce.
Nagle padł strzał z pistoletu startowego. Wszyscy natychmiast ruszyli naprzód, ile sił w nogach. Trasa wcale nie była krótka. Prowadziła przez całe miasto, a nawet trochę dalej, tam gdzie zaczynały się pola. Każdego z zawodników czekały dwa okrążenia – razem dziewięć kilometrów.
Po trzech pierwszych zakrętach przed Zosią pędzili już trzej chłopcy, a teraz wyprzedziło ją jeszcze dwoje innych dzieci. Ona jednak starała się jechać najszybciej, jak tylko potrafiła. Pędziła niczym wiatr i to uczucie bardzo jej się podobało. Był to jej pierwszy wyścig i nie miała pojęcia, jak to wszystko się skończy. Ale choć bardzo się starała, wyprzedzali ją kolejni zawodnicy.
– Jejku, będę ostatnia! – pomyślała ze smutkiem.
Widzowie wokół trasy dopingowali zawodników. Zosia właśnie kończyła pierwszą rundę. Pędziła najszybciej jak tylko się dało, by zacząć następną. Byli tuż za miastem, gdy nagle usłyszała, że zbliża się do niej najszybszy zawodnik. Miał świetny rower, żółty kostium i już teraz wyglądał jak zwycięzca.
– Ale wstyd, zdubluje mnie! – pomyślała Zosia z żalem.
W tym momencie nagle pękła jej jedna opona. Prawie rozpłaszczyła się na drodze. Najszybszy zawodnik wyprzedził ją niczym piorun. Po chwili jednak zauważył, co się stało. Zahamował i wrócił do niej.
– Pomóc ci? – spytał i spojrzał na oponę Zosi.
– Złapałam gumę! –…