Justyna urodziła się w morskich falach. Była cała różowa i śliska – była bowiem ośmiornicą. I uwierzcie lub nie, należała do najbystrzejszych ośmiornic, jakie kiedykolwiek żyły w oceanie. W szkole miała same piątki, a bystrością dorównywały jej chyba tylko sprytne delfiny.
Justyna była jednakże bardzo niezgrabna. Jej ciało składało się z wielkiej głowy oraz kilku rąk i nóg. Mądrzy ludzie na lądzie nazywają te odnóża mackami. Takich macek Justyna miała aż osiem i nawet jej wydawało się to aż nadto. Bezustannie je myliła, nie wiedziała, która jest która, a one wciąż przeszkadzały jej w poruszaniu się. Gdy chciała coś zrobić jedną z nich, często przez pomyłkę używała drugiej albo i trzeciej – w efekcie robiła wokół same szkody.
Czasami niechcący rozsypywała małym meduzom woreczek z podmorskimi kuleczkami lub potykała się i wpadała pod nogi morskim ślimakom, które właśnie urządzały sobie wyścigi na piaszczystym dnie. Kiedy indziej zaś jej macki tak bardzo się poplątały, że nie potrafiła ich rozplątać. Trzęsła się i podskakiwała tak gwałtownie, że wystraszyła małe kolorowe rybki, które odpłynęły wtedy gdzieś daleko z płaczem.
Rozbrykane morskie stwory uwielbiały nabijać się z Justyny, tak samo jak i z innych uczniów morskiej szkoły. Justynę bardzo to denerwowało i wyprowadzało z równowagi, przez co stawała się jeszcze bardziej niezgrabna. W końcu zaczęła wstydzić się swojej niezgrabności i trzymać zupełnie na uboczu, nie rzucając się kolegom w oczy. Całymi dniami pływała sama i była bardzo smutna. Wydawało jej się, że dokądkolwiek nie popłynie, wszędzie za plecami słyszy tylko chichot i szepty.
– Spójrzcie tylko na tę ślamazarę! – wyśmiewano się z niej.
By uniknąć docinków i epitetów, Justyna zaczęła ukrywać się wśród morskich korali i między algami. Zaczęła stosować w tym celu tajną sztuczkę wszystkich ośmiornic: nauczyła się maskować, zmieniając swe kolory. Dla przykładu, gdy pływała tuż…