Marian Dyno Buric
Gdzie mieszkają uczucia: Radość
W poszukiwaniu emocji Marcin zawędruje na ostatnie piętro bloku. Zobaczmy, kto tam mieszka! Dziś poznamy przyjemne uczucie – radość.
W pewnym mieście mieszkała sobie kiedyś mała Laura. Lubiła mówić o sobie, że jest tajną agentką, a to dlatego, że wciąż nosiła w uchu specjalną słuchawkę. Dokładnie tak, jak tajni agenci na filmach! Dotykała słuchawki palcem i mówiła do zegarka niczym do nadajnika z mikrofonem.
Ta słuchawka była naprawdę specjalna. Nie było jednak absolutnie przeznaczone dla tajnych agentów, ale dla dzieci, które nie słyszą – tak jak Laura. Na jedno uszko nie słyszała ona bowiem wcale, a na to drugie tylko trochę. Jednak wszystkie pozostałe rzeczy widziała, czuła, smakowała i robiła tak samo jak inne dzieci, a może nawet lepiej. Gdybyście widzieli, jaką małpę namalowała, na pewno pozazdrościlibyście jej talentu! A gdy liczyła zadania z trzeciej klasy, Szymek i Tomek zawsze od niej odpisywali, bo wszystkie miała rozwiązane poprawnie.
Jednak gdy dzieci wychodziły na dwór, nikt nie chciał bawić się z Laurą. Właśnie dlatego, że nosiła w uchu ten dziwny sprzęt. A przecież nie była to wcale ogromna trąbka douszna, jaką nosili ludzie dwieście lat temu. Mądrzy naukowcy wymyślili nowoczesny cyfrowy aparat. Był mały, błyszczący i działał naprawdę świetnie. Laura puszczała sobie w domu piosenki, tańczyła i śpiewała, bo dzięki temu aparatowi słuchowemu wszystko świetnie słyszała.
Ale zawsze, gdy chciała bawić się z innymi dziećmi, Szymek wyśmiewał się z niej i odciągał od niej kolegów. Krzyczał do niej:
– Uwaga! Idzie Laura aparatka! Wiejemy!
I wszystkie dzieci piszczały, po czym szybko się rozbiegały.
– Nie jestem żadną Laurą aparatką, jestem tajną agentką! – krzyczała za nimi Laura.
W ten sposób dzieci spędzały całe dnie na dworze. Jedynie Tomek biegał zawsze jakby wolniej, czekając na Laurę, żeby nie czuła się osamotniona.
Dzieciaki właśnie dokazywały na placu zabaw. Za placem zaś były ogródki działkowe, a w jednym z tych ogrodów rosły czereśnie. Dzieci wybrały się więc trochę ich…