Liście drzew zmieniały się powoli z zielonych w złote, pokrywając chodniki kolorowym, grubym dywanem. Stasia posmutniała. Wiedziała, że wraz z nadejściem jesieni przychodzi też nowy rok szkolny.
Stasia była dziewczynką, która mieszkała w domu na końcu ulicy. Nosiła dwa długie warkocze, na nosie miała piegi, a na tornistrze – przypiętą biedronkę. Stasia lubiła szkołę, ponieważ codziennie spotykała tam swoje koleżanki. Najbardziej lubiła lekcje rysunku, pisania i wychowania fizycznego, kiedy wszyscy biegali razem po boisku za piłką. Jednak do jednej rzeczy nie potrafiła się przyzwyczaić: do porannego wstawania. Stasia kochała poranne wylegiwanie się w miękkiej, ciepłej pierzynce z wymalowaną tęczą! Całe lato wstawała dopiero wtedy, gdy słoneczko było już wysoko na niebie.
Niestety tym razem tata obudził ją nieprzyjemnie wcześnie:
– Czas wstawać, Stasiu! – wykrzyknął.
– Ale tato… – marudziła zaspana dziewczynka. – Jeszcze chwilkę, proszę!
– Rozklejamy oczka – powiedział z uśmiechem tata – nie można się spóźnić do szkoły!
Żeby trochę orzeźwić córeczkę, otworzył okno, wpuszczając do pokoju pierwsze promienie słońca wraz z powiewem rześkiego powietrza.
– Oach! – ziewnęła Stasia, niechętnie wyciągając nogi z łóżka.
Dotknąwszy bosymi stopami podłogi, wzdrygnęła się z zimna. Najchętniej wróciłaby zaraz pod ciepłą kołdrę!
– Dlaczego lato było takie krótkie? – marudziła. – Co takiego by się stało, gdybym przez jeden dzień została w domu? Nawet nie dzień, tylko godzinę! Dlaczego szkoła musi zaczynać się tak wcześnie?
Stasia stroiła fochy podczas mycia, mruczała z niezadowoleniem w trakcie śniadania i pomstowała, ubierając się. Jej narzekanie usłyszało nawet ciekawskie słoneczko, które przez cały czas śledziło ją cichutko przez otwarte okno. Słoneczko nie musiało wprawdzie wstawać do żadnej szkoły, ale to, co mówiła Stasia, brzmiało dla niego całkiem sensownie.
– Ta dziewczynka ma chyba absolutną rację – rozmyślało. – Ja też co rano pilnie wstaję,…