W muzeum miejskim miała właśnie zostać otwarta wielka wystawa rowerów. Wszystko było już gotowe. Wystawione rowery, kaski, pedały i opony stały już wzorowo poukładane w swoich sekcjach.
A zupełnie z przodu, na błyszczącym białym podium, stały obok siebie dwa rowery. Pierwszym z nich był najnowszy, połyskujący dumnie rower do pumptracku. Drugim z nich był najstarszy na świecie rower na pedały z olbrzymim przednim kołem, wyprodukowany przed stu pięćdziesięciu laty przez pana Jamesa Starleya, zwany bicyklem. Nad nimi wisiała wielka tablica z napisem: „Historia i Współczesność Roweru”.
Rower do pumptracku miał jednak kwaśną minę:
– Wyglądam naprawdę śmiesznie, obok tego prehistorycznego czegoś! Jestem przecież szybki! Skaczę po torze, wykonuję szalone manewry w terenie… a teraz muszę sterczeć tutaj. Wszyscy się ze mnie śmieją!
I rzeczywiście, pozostali mieszkańcy muzeum nie mogli darować sobie kilku złośliwych uśmieszków. Z kanadyjskiej ekspozycji, na której wystawiono Cervélo, odezwał się jakiś szmer. A w rogu, w którym królowała tajwańska Merida, słychać było z kolei cichutki śmiech.
Historyczny rower pana Jamesa Starleya stał z powagą na podium, choć trochę było mu przykro z powodu tego, co myśli sobie o nim jego nowoczesny kolega.
Wtedy rower do pumptracku postanowił działać i orzekł:
– Nie będę tu stać jak przykuty, żeby się wszyscy ze mnie śmiali. Zjeżdżam stąd!
Wtem ruszył przed siebie naprzód. Rozpędził koła, wyrwał się ze stojaka i przeleciał przez całe muzeum obok zaskoczonego portiera wprost na ulice. Lecz gdy tylko zerwał się ze stojaka, poluzował całą konstrukcję, więc chcąc nie chcąc również i zabytkowy rower poleciał wprost za nim.
I tak, ni stąd, ni zowąd, on też potoczył się na ulicę, zupełnie zdezorientowany:
– Ajaj, na pomoc! Ja nie jeździłem od stu pięćdziesięciu lat!
Rower do pumptracku krzyczał do niego ze śmiechem:
– Sto pięćdziesiąt lat? Ale to przecież nic!…