Była noc i na budowie nowej autostrady panowała cisza i spokój. Wszystkie narzędzia robocze leżały pod zadaszeniem i odpoczywały. Wiertarki spały i chrapały lekko bzycząc. Ochronne maty detonacyjne, z których ludzie korzystają podczas wybuchów, dzwoniły łańcuchami przez sen.
Tylko TNT nie spało.
– Pst! – zasyczało nagle jak zawsze, gdy coś przychodziło mu do głowy. Nie czekało nawet sekundy. Szczególnie, gdy chciało przekomarzać się z kolegą dynamitem. – Dynamicie, zauważyłeś, jaki bombowy wybuch udało mi się dziś zrobić na tej skale? – spytało.
Dynamit ziewnął i rzekł:
– Nie zauważyłem. Miałem mnóstwo pracy ze swoimi większymi i lepszymi wybuchami. Nie miałem czasu zajmować się jakimś tam twoim drobnym pukaniem.
TNT wzięło ciężki oddech.
– Jak śmiesz! Jestem o wiele starsze od ciebie, miej szacunek!
– Ale jeśli chodzi o eksplozje nie możesz się ze mną równać. Po to mnie zresztą wynaleziono – odrzekł z przekąsem dynamit.
Ich kłótnia zbudziła pozostałe narzędzia, które z dwoma wybuchowymi kolegami pracowały już ładnych parę miesięcy. I tak zaczęły wszystkie pomrukiwać jedno przez drugie.
– Ej, TNT! Widać, że jesteś starsze, bo porządnie śmierdzisz – zauważyła wiertarka. – Chociaż robotnicy stale mnie czyszczą, wciąż ciągnie się za mną twój zapach.
Mata ochronna natychmiast zaczęła bronić swojego kolegi, TNT:
– TNT całe zrobione jest z pięknych, złotych kryształów! Nie jak ten zwyczajny kredowy proszek, z którym mieszają dynamit.
– A to nie jest ten sam proszek, który stosuje się w kuwetach dla kotów? – dodało złośliwie TNT.
– Osz, ty! – krzyknął z wściekłością dynamit, podskakując pod daszkiem i próbując zbliżyć się do TNT.
Mata wyciągnęła jednak swoje gumowe pasy i łańcuchy, trzymając tym samym dwóch rywali z dala od siebie. Ci gniewnie spoglądali jeden na drugiego.
– Mnie nazwano od greckiego słowa oznaczającego siłę – „dynamus”. A twoja nazwa skąd…