Gdy Anetka szła rano z tatą do szkoły, ujrzała dwie przyczepy i kilka samochodów z dziwnym ładunkiem. Wyglądał on jak karuzela z latającymi łabędziami.
– Tatusiu – krzyknęła, pociągając ojca za rękaw – zobacz, tam są karuzele!
– Masz rację, Anetko, dziś otwiera się u nas wesołe miasteczko. Zajrzymy do niego?
Dziewczynka przytaknęła z zachwytem i aż podskoczyła z radości. Uwielbiała karuzele i nie mogła się doczekać. Gdy wieczorem wyruszyli wspólnie do wesołego miasteczka, wszystko było już rozłożone na łące, a z przyczep dochodziła wesoła muzyka.
– Chcę iść na łabędzie i na tę karuzelę – planowała Anetka – i chętnie zjadłabym watę cukrową i piernikowe serduszko…
– A dla mnie musisz ustrzelić różę – dołączyła się do zachwytu córki mamusia.
Najpierw spróbowały z Anetką jazdy na łabędziach, a potem ruszyły w stronę przyczepy, przy której stał tata. Trzymał właśnie w ręce piłeczkę i długo celował w wieżyczkę zbudowaną z puszek. W końcu dało się słyszeć – trach! – i cała wieża runęła na ziemię, a wraz z nią stoczyła się w dół żółta papierowa róża. Tata przymierzył raz jeszcze i znowu – trach! – spadła też druga wieżyczka z czerwoną różą.
– Ta jest dla ciebie – powiedział i uśmiechnął się do Anetki, podając jej żółty kwiat. Dla mamy był ten czerwony.
– Chcesz spróbować? – zapytał córki, a dziewczynka radośnie przytaknęła.
Tata podniósł ją do wysokości lady. Anetka wzięła piłeczkę, jednak trzęsły jej się ręce. Gdy ją rzuciła, piłeczka przeleciała obok puszek i uderzyła w tylną ścianę przyczepy. Spróbowała jeszcze dwa razy, później jednak stwierdziła ze smutkiem:
– Nie dam rady, tatusiu.
– Nie martw się, córciu, spróbujemy znowu za rok.
– Chodź na karuzelę łańcuchową – namawiała Anetkę na kolejną atrakcję mama. Usiadły na krzesełkach za sobą i w…