Był piękny wiosenny dzień, gdy słoneczko wyjrzało w końcu po długiej zimie zza chmur i mocno zaświeciło. Anetka bardzo się z tego powodu cieszyła, rodzice obiecali jej bowiem, że jeśli będzie ładna pogoda, to wybiorą się gdzieś na wycieczkę.
Anetka ubóstwiała ruch na świeżym powietrzu, najchętniej bawiłaby się na placu zabaw od rana do wieczora. Niestety, słoneczko nie przygrzewało zbytnio ostatnimi czasy, wszędzie było pełno błota, a od zimnych poręczy marzły jej ręce. Dziś jednak wszystko było inaczej. Niebieski autobus szynowy zawiózł ich do małej wioski. Przeszli obok zagrody z owcami, sprawdzili, czy kwitną już mlecze, a zachwycona Anetka wciąż biegła kilka kroków przed rodzicami i podziwiała piękno budzącej się przyrody. Dziewczynka ganiała tak dużo, aż mama powiedziała:
– Cała jesteś spocona od tego biegania, Anetko. Lepiej zdejmij bluzę, dziś jest całkiem ciepło.
Niebawem dotarli do lasu, w którym zatrzymali się na chwilkę, żeby odpocząć przy strumyku. Anetka zdjęła buty i skarpetki, po czym wskoczyła po kostki do lodowatej wody. Najpierw próbowała puszczać z prądem łódki z listków i kory, później zbudowała małą zaporę, ale niebawem zaczęła trząść się z zimna.
– Masz fioletowe usta, a na nogach zrobiła ci się gęsia skórka – zwrócił jej uwagę tata.
Anetka spojrzała na swoje nogi i zobaczyła malutkie blade krostki, jedną obok drugiej. Szybko włożyła buty, a gdy mama zapięła jej bluzę, znowu poczuła się lepiej. Powoli trzeba było wracać do domu.
Po kolacji Anetka wzięła kąpiel, umyła zęby, a mama posmarowała jej twarz kremem po opalaniu. Dziewczynka przykryła się pierzyną aż po szyję i zamknęła oczy. Gdy już twardo spała, nagle ktoś szepnął jej do ucha:
– Chodź ze mną, Anetko…
Brzmiało to niczym przyjemny szum wiatru w gałęziach i wcale nie obudziło Anetki. Później jednak głos odezwał się znowu, tym razem głośniej:…