Marian Dyno Buric
Gdzie mieszkają uczucia: Zdziwienie
Jakie uczucie pozna dziś Marcin? Na kolejnym piętrze bloku czeka go niespodzianka w postaci sąsiada-wynalazcy. Wyrusz razem z nim na poszukiwanie emocji i spotkaj – jakżeby inaczej – zdziwienie!
W pewnej wiosce mieszkała sobie uboga
– Co zrobimy? Co poczniemy? – rozłożyła bezradnie ręce mama Jasia.
– Nie bój się, mamusiu. Jakoś sobie poradzimy. Pójdę w szeroki świat i znajdę sobie jakąś pracę – uspokajał ją Jaś.
– Tyle razy wypytywaliśmy już o pracę. W dzisiejszych czasach tak o nią trudno. Nie ma innej rady, będziemy musieli sprzedać naszą
– Pójdę więc na targ i zobaczę, co da się zrobić – zgodził się Jaś. Wypolerował dzwoneczek, który krowa miała na
Podróż trwała ledwo chwilę, gdy napotkali po drodze pewnego dziwnego starca. Był mały, rozczochrany i pod nosem coś sobie
– Dobrego dnia, chłopcze. Dokąd to idziesz z tą krową? – zagaił staruszek.
– Szczęść Boże. Idę na targ, by ją sprzedać – odpowiedział Jaś.
– Wygląda na całkiem zdrową. Kupiłbym ją, ale nie mam
– Masz mnie za głupka? Kto wymieniłby krowę za fasolki? – odrzucił zdecydowanym tonem jego propozycję Jaś.
– Chłopcze, ale to nie są zwyczajne fasolki. Gdy je zasadzisz na noc, do rana wyrosną aż
Jaś dał się w końcu namówić i sprzedał dziwakowi krowę za pięć fasolek. Gdy wrócił, wbiegł do chałupki, by pochwalić się mamie, jak dobry interes udało mu się zrobić.
– Patrz, mamusiu, dostałem za naszą krówkę tych pięć magicznych fasolek! – powiedział uradowany Jaś, wyciągając w kierunku mamy dłoń z fasolkami.
– Co? Jakie magiczne fasolki? Przecież to zwyczajna fasola, a ty wymieniłeś na nią naszą krowę! Gdzie ty masz głowę? Teraz nie zostało nam już naprawdę nic. Umrzemy oboje
Przygnębiony Jaś poszedł do swojej izdebki. Wytężał rozum, jak tylko mógł, nie wpadł jednak na żaden pomysł, skąd by tu zdobyć pieniądze lub jakieś jedzenie. Z pustym żołądkiem trudno się zresztą myśli. Jeszcze bardziej męczyło go to, że mama jest niezadowolona, a on nie spisał się dobrze. Z tego wszystkiego długo nie mógł zmrużyć oka.
Rano obudził go głośny śpiew
– Więc ten dziwak mówił jednak prawdę – powiedział do siebie Jaś, śmiejąc się od ucha do ucha. Szybko otworzył okno, chwycił się jednego z liści i wspinał się po gigantycznej roślinie jakby po drabinie. Szedł, szedł, aż dotarł do chmur, gdzie zobaczył szeroką drogę, a za nią zamek. Zeskoczył z łodygi
Gdy dostał się do ciężkiej bramy zamku, zobaczył starca, który dał mu zaczarowane fasolki. Wokół niego lśniły dziwne
Jaś natychmiast zaczął rozmyślać, co by tu zrobić, by uszczknąć coś z tych bogactw dla siebie i dla mamy. Oczami wyobraźni widział już, jak mieszkają sobie szczęśliwie i nie muszą się bać, że w zimie umrą z głodu. Przez chwilę obserwował olbrzyma. Jedną ręką ucztował, a drugą grzebał w stosie złotych
– Olbrzym właśnie zasnął. Możesz sobie wziąć coś z jego skarbów.
– Wyjdę na stół i wezmę sobie chociaż jeden worek złota – powiedział Jaś, a starzec kiwnął potakująco. Gdy Jaś usłyszał, że olbrzym chrapie niczym stary
– Złota harfa – powiedział do siebie – ją też muszę zabrać. Nigdzie nie słyszałem tak pięknych melodii.
Obładowany skarbami Jaś po cichutku wychodził z komnaty. Nagle jednak kura zaczęła
– Gdzie moja kura? Kto sobie na takie coś pozwolił? Złapię cię, złodzieju! – krzyczał mocnym głosem olbrzym. Zobaczył chłopca uciekającego z jego zamku ze złotą kurą i zaczął biec za nim.
Jaś biegł, ile sił w nogach, byle tylko olbrzym go nie dogonił. Chłopak szybko opuścił się na dół po łodydze fasoli, olbrzym zaś patrzył z wysokości, jak mały złodziej mu ucieka. Nie chcąc stracić swojej złotej kury, zebrał się na odwagę i zaczął schodzić za nim. Chwycił więc fasolę i ostrożnie zaczął iść w dół. Jaś opuszczał się coraz szybciej, w uszach gwizdał
– Mamo, mamusiu! Przynieś mi siekierę. I to
Zeskoczył na ziemię, wziął od mamy siekierę i zaczął rąbać pień
Jeszcze przez długi czas Jaś z mamą wpatrywali się w staw, czy przypadkiem się z niego nie wynurzy, by odebrać im swoje skarby. Woda była jednak spokojna i Jaś mógł odetchnąć z ulgą. Ogromna fasola zaczęła powoli znikać i po chwili nie było po niej już nawet śladu.
Obojgu im ulżyło i wreszcie mogli się cieszyć, że wszystko dobrze się skończyło. Od tego czasu ich dni uprzyjemniała słodka muzyka harfy, a kura znosiła złote jaja. Zapomnieli o strasznym olbrzymie i żyli w dostatku