Za siedmioma górami i za siedmioma lasami, była sobie mała myszka. Właściwie to dwie małe myszki. Na świecie jest ich oczywiście więcej, lecz pozostałe w tej historii nie występują.
Jedna z tych myszy od zawsze żyła na polu – można powiedzieć, że była myszą wiejską. Całymi dniami kopała w glinie i biegała między swoimi wąskimi chodniczkami, które stopniowo tworzyła na ogromnym polu pszenicy. Nogi miała szybkie, więc raz-dwa była w stanie znaleźć się na przeciwległym końcu pola. Znała też na pamięć każdy kąt.
Polna myszka miała kuzynkę, która mieszkała w pobliskim mieście. Pewnego dnia zaprosiła ją do siebie, by trochę poplotkować i razem pospacerować po polnych ścieżkach. Kuzynka z miasta oczywiście zaproszenie przyjęła, spakowała więc walizki i wyruszyła na wieś.
Polna myszka bardzo lubiła swoją kuzynkę z miasta, przygotowała więc dla niej najlepsze możliwe przywitanie. Przyrządziła dla krewniaczki różne korzonki, fasolkę i suchy chleb. To było najlepsze, czym mogła ją poczęstować. Wszystkiego było w bród, kuzynka z miasta mogła się więc najeść do syta.
Niebawem kuzynki witały się radośnie w ubogiej norce polnej myszki. Piszczały z radości jedna przez drugą, bo już dawno się nie widziały.
– Chodź najpierw coś zjeść i odpocząć po długiej drodze, kuzynko kochana – powiedziała polna mysz i od razu zaprowadziła krewniaczkę do przygotowanego jedzenia, które z takim zapałem szykowała.
Ale miejska mysz zaczęła kręcić nosem na zwyczajne wiejskie jedzenie.
– Ach, kuzynko, kuzynko. Naprawdę nie potrafię zrozumieć, jak możesz kogokolwiek częstować takim niesmacznym i byle jakim jedzeniem. No ale w sumie to oczywiste, że w takiej dziurze nie można oczekiwać niczego lepszego – mówiła z pogardą wybredna miejska mysz. – Wiesz co, przyjdź lepiej do mnie do miasta. Pokażę ci jak wygląda prawdziwe życie, a przede wszystkim porządne jedzenie. U mnie zobaczysz, jak to jest żyć naprawdę na poziomie. Spokojnie…