Pewnego dnia małpa o imieniu Kiki wędrowała przez wieś. Gdy przechodziła obok domu wieśniaka, poczuła słodki zapach. Ostrożnie zbliżyła się do domu i zajrzała przez okno do środka. Dom był pusty, ponieważ w tym czasie wieśniak wraz z żoną pracowali na pobliskim polu. W kuchni na stole stało za to pachnące ciasto bananowe, które żona wieśniaka upiekła jeszcze przed wyjściem w pole. Gdy Kiki upewniła się, że nic jej nie zagraża, weszła do środka i porwała ciasto. Kawałki bananowca pachniały tak cudownie, że od razu zaczęła się zajadać ciastem.
Kiedy jadła i mlaskała, zajęta była tym tak bardzo, że w ogóle nie zorientowała się, że wieśniak za swoim domem wykopał ogromny dół na wapno. Nie zauważyła nawet, że do niego wpadła! Choć Kiki umiała całkiem dobrze skakać, wydostanie się z takiego dołu było ponad jej siły. Nie pozostało jej więc nic innego, jak tylko rozmyślanie nad tym, jak tu się uwolnić.
Nagle wpadła na pewien pomysł! Gdy usłyszała, że ktoś zbliża się do dołu, zaczęła głośno krzyczeć:
– Niech mnie ktoś uratuje! – spoglądała przy tym w liść bananowca i udawała, że coś z niego czyta. Tym, który właśnie przechodził obok, był dzik. Ostrożnie zajrzał, kto to krzyczy z dołu i nie mógł się nadziwić.
– Co tam wyprawiasz, małpo? – zapytał dzik.
Kiki z początku nie odpowiadała, wpatrywała się tylko w liść bananowca, tajemniczo pomrukiwała i udawała, że coś czyta.
– Dziś będzie koniec świata, a uratują się tylko ci, którzy ukryją się w tym świętym dole – odpowiedziała Kiki.
– Skąd o tym wiesz? – dziwił się dzik.
– Tak napisano w świętej księdze – odparła i dalej udawała, że czyta z liści bananowca.
– Poczekaj, idę do ciebie na dół – powiedział dzik, chcąc wskoczyć do dołu.
– Nie ma mowy…