Małe dziecięce rączki wyjęły z pudełka na ozdoby bożonarodzeniowe poobijanego drewnianego konika.
– Mamusiu, dlaczego go tu właściwie trzymamy? W ogóle nie pasuje do pozostałych ozdób – poskarżył się chłopięcy głos.
– Ostrożnie! – Mama zerwała się w stronę choinki. – Tego konika dała mi moja babcia, która dostała go z kolei od swojej. Jest bardzo cenny. Odłóż go z powrotem, Jasiu.
Mamusia sama wzięła figurkę i z namaszczeniem powiesiła ją na choince.
– Powiesimy go wysoko, żeby nie zrzucił go kot – dodała.
– Phi, tyle zachodu o jednego konia? Przecież jest stary i brzydki – pomyślał Jaś. – Nie może się równać z tymi pięknymi, błyszczącymi ozdobami!
Jednak grzecznie usłuchał mamy i dalej wieszał na choince błyszczące łańcuchy i kolorowe światełka.
Gdy wieczorem poszedł położyć się, zdążył już zapomnieć o starym koniku. I pewnie nie pomyślałby o nim też rano, gdyby nie przyśnił mu się dziwny sen… W tym śnie przyszedł do Jasia drewniany koń. Pomalowany był białą farbą, która w wielu miejscach już się łuszczyła. Brakowało mu też kawałka przedniego kopyta, a ogon i grzywa były już mocno przerzedzone. Drewniane zwierzę wzięło głęboki oddech i odezwało się bardzo starym głosem:
– Witaj, Jasiu. Pozwól, że się przedstawię. Nazywam się Łysek i jestem ulubioną zabawką twojej prapraprababci Rozalii. Wystrugał mnie dla niej na Boże Narodzenie jej tatuś, gdy miała tyle lat co ty. Od tamtej chwili nie wypuszczała mnie z rąk. Każdego dnia nosiła mnie w teczce do szkoły, a ja przeżywałem wraz z nią wszystkie jej przygody.
Zafascynowany Jaś chłonął każde słowo. Ten konik naprawdę przeżył bardzo wiele! Tymczasem koń kontynuował:
– Gdy prapraprababcia Rozalia dorosła, postawiła mnie sobie na szafce nocnej. Nie wychodziłem już z nią na zewnątrz, ale co wieczór opowiadała mi, co przeżyła. Byłem też przy tym, gdy…