W starym ogrodzie rosły obok siebie drzewa owocowe: dwie wesołe morele, czereśnia z brzoskwinią, kilka starych jabłonek i młoda wiśnia. Wiosna już powoli przechodziła w lato, a pod gałęziami drzew słychać było dziecięcy gwar. Słońce starało się połaskotać dzieci przez konary, a gdy mu się to udawało, na dziecięcych twarzyczkach rozkwitały piegi.
Wszystkie drzewa zieleniły się nowymi listkami, ponieważ niedawno przekwitły. Tylko wiśnia jako jedyna obsypana była białymi kwiatami. Każdego roku wiśnia kwitnęła bowiem jako ostatnia. Trochę zazdrościła koleżankom – gdy one rozkwitały już na początku wiosny, wiśnia miała jeszcze nagie gałązki. Później jednak wszystko się zmieniało. Mijały dwa tygodnie i wiśnia zakwitała kwiatami najpiękniejszymi ze wszystkich. Było ich tyle, że wyglądały jak biały puszysty kubraczek. Wszystkie pszczółki i trzmiele z szerokiej okolicy zlatywały się, by podziwiać jej piękno.
– Jaka ty jesteś rozkoszna, pani wisienko – zabzyczał pan trzmiel.
– Takich boskich kwiatów już dawno nie widziałyśmy! – szczebiotały siostrzyczki pszczółki.
Słysząc zewsząd pochlebstwa, wiśnia dumnie wyciągała gałązki ku niebu – delikatnie jednak, by ani jeden z jej białych kwiatków przypadkiem nie opadł. Cieszyła się, że wszyscy tak ją podziwiają. Chyba żadne drzewo nie cieszyło się o tej porze roku takim zainteresowaniem jak ona. Była królową całego ogrodu!
Pewnego razu delikatnie wyprostowała gałęzie i zarozumiale westchnęła:
– Z dnia na dzień jestem coraz piękniejsza. Powiem szczerze, chyba nawet jabłonki nie miały tak bielusieńkich kwiatów jak ja – są zupełnie jak śnieg!
– Co to jest śnieg? – Dało się słyszeć słabiutkie kwilenie gdzieś w koronie drzewa.
Wiśnia spojrzała z zaskoczeniem pomiędzy bielące się gałęzie. Na jednym z jej liści siedział jakiś mały, zielony, ciekawski robaczek. Wiśnia już prawie chciała się otrząsnąć, żeby pozbyć się owada – co, jeśli przyszedł tu, by zajadać jej liście? Zaraz jednak zrezygnowała, gdyż był to… złotook! Owadów złotooków…