W dawnych czasach w Ekwadorze opowiadano sobie legendę o ropusze, która mieszkała głęboko w ekwadorskiej dżungli. Nie była to jednak zwyczajna ropucha, jaką możemy spotkać i u nas. Tak jak wszystkie ropuchy i ona była wyjątkowo paskudna, miała jednak jedną dodatkową umiejętność. Gdy ktoś stroił sobie z niej żarty albo jej dokuczał, niespodziewanie zmieniała się w tygrysa. Legenda ta była jednak tak stara, że mieszkańcy plemienia, które również zamieszkiwało ową dżunglę, nie pamiętali, by kiedykolwiek ktoś tę ropuchę spotkał. Najmłodsi z nich nie wierzyli nawet, by w ogóle istniała. Choć czasami z dżungli dobiegał tajemniczy, potężny ryk.
Pewnego razu, gdy jeden z młodych myśliwych zwyczajowo szykował się do nocnego polowania, jego żonie towarzyszyło jakieś dziwne przeczucie. Nagle przypomniała sobie o legendzie, powiedziała więc do swojego męża:
– Żebyś mi tylko podczas polowania nie drażnił, a już tym bardziej nie wyśmiewał się z ropuchy Kuartam.
Jej mąż tylko się zaśmiał, nie wierzył bowiem w żadną starą legendę. Obiecał jednak swojej żonie, że żadnej ropuchy drażnić nie będzie, bo idzie przecież na polowanie, a w trakcie polowania nie ma czasu na nic podobnego. Gdy tylko się pożegnali, młody myśliwy ruszył ścieżką w głąb dżungli.
W świetle księżyca przedzierał się przez bujną roślinność, wyrąbując sobie drogę maczetą. Szukał jakiejś ofiary, którą mógłby upolować, by następnego dnia nie musiał znów jeść na śniadanie, obiad i kolację samych owoców. Jednakże póki co spotkał tylko węża, który szybko zniknął w gęstych krzakach. Do tego, od czasu do czasu, pod nogami plątały mu się małe myszy. Poza tym nie trafił na nic ciekawego, o czym w ogóle warto by wspomnieć.
Nadąsany wałęsał się po dżungli, a gdy w końcu trafił na polankę, wypatrzył większy kamień, by na nim usiąść. Przez chwilę wsłuchiwał się w szumiący potok. Później w…