Pewnego razu, w pewnym pomieszczeniu, zwanym ubikacją, na desce sedesowej siedziała banda bakterii. Były pulchne, owłosione, miały ostre ząbki i pazurki. W rękach trzymały walizeczki, na głowach miały zaś kapelusiki, niektóre trochę przekrzywione. Siedziały tam już dłuższą chwilę i nie mogły się doczekać, kiedy wreszcie się dokądś wybiorą!
Nagle w ubikacji zapaliło się światło. Na desce sedesowej ostrożnie usiadł mały Kubuś.
– Do dzieła, chłopaki! – zakomenderowała największa i najgrubsza bakteria, po czym wszystkie ruszyły do przodu. Biegły i biegły, aż udało im się wskoczyć na dłonie Kubusia. Mocno się ich chwyciły i już nie puściły.
– Hura, jedziemy na wycieczkę! – cieszyły się niezmiernie.
Największa bakteria tonowała jednak nastroje:
– Jeszcze nie ma się co cieszyć, koledzy. A co, jeśli chłopak umyje teraz ręce? Wtedy z wycieczki będą nici.
Chłopiec zeskoczył z deski sedesowej i spuścił wodę. Później ruszył w kierunku umywalki. Bakterie czekały w napięciu, co zrobi Kubuś. Niektóre z nerwów wgryzały się w jego dłoń. Umyje ręce czy nie?
Ku ogromnej radości bakterii, Kubuś jednak o tym zapomniał i rąk nie umył. Przeszedł obok umywalki, nie zauważając nawet pachnącego mydła, i poszedł prosto do kuchni. Bakterie na dłoniach Kubusia oszalały z radości.
– Hura, zapomniał! Ależ to będzie wycieczka!
Kubuś przeszedł przez kuchnię i zabrał z miseczki żelka.
– Chłopaki, przygotować się, uwaga, lecimy! – krzyknęła największa bakteria, założyła na oczy okulary pływackie i przygotowała się do skoku.
Gdy tylko Kubuś włożył do ust cukierek nieumytą ręką, cała włochata grupa natychmiast wykorzystała okazję. Szybko przemieściły się na cukierek i impreza mogła się zacząć! Jedna z bakterii wgryzła się Kubusiowi w policzek. Inna wwierciła się między ząbki, drażniąc dziąsło Kubusia ostrymi pazurkami. Pozostałe czekały.
A gdy tylko chłopiec przełknął ślinę, ruszyły wraz z nią w dół, ślizgając się…