Anetka wybrała się z rodzicami na działkę za miasto. Tata mówił, że już na pewno dojrzewają czereśnie, a ona przecież ubóstwia te owoce. Najlepiej smakują od razu po zerwaniu z drzewa, zimne, lśniące i soczyste. Mniam, mniam!
Gdy dojechali na działkę, okazało się, że tata miał rację. Gałęzie potężnej czereśni uginały się na końcach pod ciężarem małych czerwonych owoców. Anetka najpierw zabrała się za te, które rosły całkiem nisko. Dwie czereśnie były słodziutkie, ale gdy ugryzła trzecią, od razu ją wypluła:
– Fuj, ale kwaśna – poskarżyła się mamie.
– Wybieraj tylko te najczerwieńsze, pozostałe muszą jeszcze dojrzeć – poradził jej tata, po czym przyniósł drabinę, dzięki czemu Anetka mogła pod jego okiem zebrać te najsłodsze, rosnące trochę wyżej. Później zerwali jeszcze kilka czereśni do koszyka, żeby mama mogła zrobić z nich suflet. Powoli trzeba było wracać do domu.
Anetka zawsze bardzo chętnie pomagała mamie w pieczeniu. Gdy mama ważyła wszystkie składniki, ona zabrała się do drylowania czereśni.
– Tu jest robak! – krzyknęła i wyrzuciła czereśnię do kosza. Ponieważ znajdowała robaki w co drugim owocu, obleciał ją strach. – Mamusiu, zjadłam dziś dużo czereśni, ale nie zaglądałam do środka. Co, jeśli też były robaczywe? Co, jeśli w brzuszku pływa mi teraz cała rodzinka robaków?
– Nie musisz się obawiać – uspokajała ją mama, gładząc po włosach – nawet gdybyś jakieś naprawdę zjadła, nic ci się nie stanie. Twoje ciało sobie z nimi poradzi.
Dziewczynka odetchnęła z ulgą. Niebawem po całym mieszkaniu rozeszła się cudowna woń sufletu czereśniowego.
Następnego ranka Anetka wyszła jak zawsze do szkoły. Właśnie uczyli się o drzewach owocowych, mogła więc opowiedzieć kolegom i koleżankom o tym, jak poprzedniego dnia obierała czereśnie. Na obiad był kotlet z kiszoną kapustą i frytkami – ulubione danie Anetki.
Po…