Tego dnia Maćka zbudził promień słońca, który zaświecił mu prosto w oczy. Chłopiec tylko zamamrotał pod nosem, odwrócił się i spał dalej. W ogóle nie chciało mu się iść do przedszkola. Mówił to już wczoraj mamie i tacie, gdy jedli wspólnie kolację.
– Maciusiu, ty chodzisz do przedszkola, my do pracy, a po południu wszyscy spotykamy się i cieszymy się resztą dnia – tłumaczyła mu mama.
– Tym bardziej że możemy się potem cieszyć swoim towarzystwem – dodał tata.
– Ja też chcę iść do pracy! Być dorosłym! Nie podoba mi się już bycie małym! – wykrzyknął chłopiec, rzucił łyżką w talerz i zdenerwowany pobiegł do swojego pokoju. Łyżka uderzyła o obrazek złotej rybki na dnie talerza. Był to ulubiony talerz Maciusia – Zawsze śmiali się z mamą, że ta złota rybka spełni kiedyś jego trzy życzenia.
Ale z życzeniami trzeba być ostrożnym…
Teraz Maciuś czekał, aż mama przyjdzie pogłaskać go delikatnie po włosach, żeby go obudzić, jednak mamy nigdzie nie było. Znał się już na zegarze, więc spojrzawszy na ten na ścianie, wiedział, że najwyższy czas wstawać. Czyżby mama zapomniała? Wydawało mu się to niemożliwe.
A może będzie mógł dziś zostać w domu? Byłoby świetnie! Później przypomniał sobie, że Kasia obiecała mu, że nauczy go robić piszczałkę ze źdźbła turzycy. Rozumiecie, piszczałka ze zwykłej trawy!? Maciuś chętnie by się tego nauczył. Ale pozostanie w domu to jeszcze lepszy pomysł.
Chłopiec wyskoczył z łóżka. Wyjął z szafy swoją ulubioną koszulkę i spodnie dresowe. Ale… cóż to? Zaczął ubierać się jak zwykle, ale ledwo wepchnął rękę w rękaw. Spróbował włożyć dres – ale jakby powiększyły mu się nogi. Obojętnie jak nie próbował, nie był w stanie ich włożyć, nawet jako krótkich spodenek.
– Jak to możliwe? – Podrapał się w brodę, ponieważ jakoś…